Ks. Sebastian Mandrysz

12.03.2016
[gallery ids="289"]

Przedstawi nam się Ksiądz?

Od urodzenia na imię mam Sebastian i jestem księdzem prawie 4 lata. Na pierwszą parafię zostałem posłany do Rudy Śląskiej – Orzegowa, a obecnie jestem wikarym w katowickich Bogucicach.

Ma Ksiądz jakieś zainteresowania czy pasje?

Zainteresowań mam wiele, chociaż niektóre z nich wybijają się na pierwszy plan. Na pewno góry. To moja największa miłość. Uwielbiam czas górskich wspinaczek, szczególnie ze swoim tatą. Doświadczenie ogromu piękna tego świata, ludzkiej kruchości… no aż zapiera dech w piersiach. Już nie umiem doczekać się wakacji, by na kilka dni pobyć sam na sam z tym, co kocham najbardziej. Uwielbiam gry planszowe! Mógłbym siedzieć nad nimi całą noc. Bardzo lubię sport, szczególnie gry zespołowe, no i oczywiście słuchać muzyki. Wymarzony dzień podczas wakacji to zdobycie jakiegoś pięknego górskiego szczytu w dobrym towarzystwie, a wieczorem planszówki! Coś pięknego, polecam!

Jak to było z tym powołaniem?

Moje powołanie bardzo mocno wiąże się z Dziećmi Maryi, bo pierwszy raz głos Pana Boga usłyszałem na szkoleniu animatorskim w Częstochowie. Pamiętam do dzisiaj… Droga krzyżowa, dziewiąta stacja… i to wewnętrzne przekonanie, że o miłości Chrystusa do człowieka mam mówić innym. Byłem wtedy w pierwszej klasie gimnazjum. Głos, który wtedy zabrzmiał w moim serduchu towarzyszył mi do samej matury. Czasem mocniej, czasem słabiej, ale nie dawał spokoju. W końcu zdecydowałem się porzucić marzenia o medycynie, Krakowie i złożyłem dokumenty w katowickim seminarium. Dzisiaj jestem szczęśliwym lekarzem ludzkich dusz.

Jak długo Ksiądz łączy swoje wspomnienia ze wspólnotą Dzieci Maryi ?

Dzieci Maryi to moja pierwsza wspólnota, do której należałem, chociaż przymierzałem się również do innych. Wpierw chciałem być ministrantem, ale codzienne wstawanie o 6:00 położyło mnie na łopatki. Nie pozwoliło mi na to zdrówko. Nie zniechęcając się szukałem dalej. Tak, w trzeciej klasie przyszedłem na pierwsze spotkanie zuchów, ale pogoda pokrzyżowała nam plany. Lało nieziemsko, było zimno, a my godzinę czekaliśmy na druhnę. Zmarznięty i przemoczony wróciłem do domu. Okazało się, że było to moje pierwsze i ostatnie spotkanie jako niedoszłego zucha. W końcu na samym początku piątej klasy, za namową mojego dobrego kolegi, trafiłem na Maryjki. Muszę przyznać, że zrobił to podstępem. Michał powiedział mi wtedy, że będziemy grali tam w piłkę. No a wiadomo dwóch facetów na resztę babeczek to wygraną mamy w garści. Jak się później okazało, nie zagraliśmy w nogę chyba ani razu, ale wspólnota Dzieci Maryi była strzałem w dziesiątkę. Od tego momentu minęło już ponad 17 lat.

Co Księdza najbardziej satysfakcjonuje i uszczęśliwia w swojej pracy ?

Wiele radości dają mi spotkania z ludźmi. Słowa, które kiedyś usłyszałem, że jako pasterz mam pachnieć swoimi owcami, dały mi dużo do myślenia. Staram się pokazywać Pana Jezusa tym, których spotykam, no i zarażać innych pasją do gór i gier planszowych, począwszy od Dzieci Maryi właśnie. To daje mi dużo satysfakcji.