Konie
Już kiedy byłam kilkuletnią dziewczynką podobały mi się konie. Oglądałam o nich bajki i filmy, zbierałam obrazki, a nawet (ale to tajemnica) wycinałam z gazet wszystkie zdjęcia koni! Wypożyczałam o nich książki i bardzo często je rysowałam, marzyłam o tym by móc jeździć konno, ale rodzice mi nie pozwalali… I tak zaczęłam odkładać pieniążki z urodzin oraz z kieszonkowego odmawiając kupienia sobie słodyczy, gazetek, zabawek… Miałam nadzieję, że jak uzbieram ich dużo to będę mogła zacząć jeździć. I tak pewnego wiosennego dnia wybrałam się z tatą na spacer do lasu. Poszliśmy bardzo daleko i pamiętam, że zaczęliśmy rozmawiać o koniach. I wiesz co się okazało? Mogę zacząć jeździć! Od tego czasu zaczęłam czytać jeszcze więcej książek o koniach; uczyłam się z czego jest zbudowane siodło, ogłowie (czyli te paski, które konik ma na głowie kiedy na nim jeździmy), poznawałam rasy i maści koni (maści to kolory koni, np. koń maści karej jest cały czarny, a gniadej jest brązowy, ale ma czarną grzywę i ogon, a tarantowaty jest biały i ma małe ciemne kropeczki – wygląda jak dalmatyńczyk!). O koniach czytałam nawet w Internecie i to właśnie tam znalazłam informację o ośrodku jeździeckim, w którym zaczęłam się uczyć. Rodzice zadzwonili tam i umówili mnie na jazdę. Nie mogłam się doczekać!
Uff.. nareszcie jest niedziela. Razem z rodzicami wchodzę do stajni, szukamy pani instruktor. Po krótkiej rozmowie idziemy na jazdę, dziś mam jeździć na Kasi, kasztanowato-srokatym, czyli brązowo-łaciatym kucyku. Miałam nadzieję, że dostanę dużego konia… ale trudno. Pani Ewa, bo tak ma na imię moja instruktorka tłumaczy mi jak należy prowadzić konia i po chwili prowadzę Kasię sama na halę! Tam wsiadam na nią, pani instruktor reguluje mi strzemiona i zaczynam jeździć na… sznurku. Tym sznurkiem jest oczywiście lonża, czyli taka długa lina. Instruktor dzięki niej może kierować koniem. Na początku jeżdżę stępem, Kasia powolutku idzie, a po chwili słyszę jak pani Ewa prosi mnie bym dotknęła uszu Kasi. Naciągam się i dotykam. Chwilę później, kiedy cieszę się z mojego sukcesu dostaję polecenie, że mam dotknąć ogona… i tak poprzez różne ćwiczenia czuję się coraz pewniej i bezpieczniej. Zaczynamy kłusować, Kasia już nie idzie, ale biegnie! Ja próbuję anglezować, czyli wstawać i siadać tak jak wyrzuca mnie z siodełka, ale trzeba to robić szybko! Oj ciężko było, a pierwsza jazda szybko dobiegła końca. Na kolejną nie mogłam się już doczekać. Tym razem dostałam Kanona – to taki duży kary koń. Znowu jazdę zaczęliśmy od ćwiczeń, niektórych się trochę bałam, ale wiedziałam, że jeśli chcę jeździć to muszę się przełamać i zrobić to, o co prosi mnie pani instruktor. I okazało się, że te wszystkie ćwiczenia nie są, aż takie trudne. Potem znowu kłusowaliśmy i szło mi już znacznie lepiej! Z uśmiechem wracałam do domu nie mogąc doczekać się kolejnej jazdy.
I tak mijały tygodnie; uczyłam się jak należy czyścić konia – bo oczywiście przed jazdą trzeba go wyczyścić, nie tylko dlatego by ładnie wyglądał, ale również po to, aby siodło go nie poobcierało. Pewnie miałaś kiedyś obtartą rękę albo nogę i wiesz jak to szczypie, kiedy się tego dotyka. Właśnie dlatego czyścimy konie, by uniknąć czegoś takiego. Uczyłam się samodzielnie zakładać siodło, ogłowie, ochraniacze. A na jeździe jeździłam już samodzielnie, bez lonży! Kierowanie koniem wcale nie jest takie proste. Kanon chodził gdzie chciał, a ja próbowałam mu jakoś wytłumaczyć, że ma skręcić tu i tu, a tam ma się zatrzymać. Ale nawet jeśli coś mi nie wychodziło, to nie zniechęcałam się. Jeździłam na różnych koniach i kucykach, na jednych radziłam sobie całkiem dobrze, ale były też takie jazdy, kiedy nic mi nie wychodziło. Bardzo chciałam jeździć i dlatego nie zrezygnowałam, ale przychodziłam na kolejne jazdy z nadzieją, że będzie lepiej. I tak pewnego razu przychodzę do stajni i na jazdę dostaję Czekana. Powiem Ci, że jazda była bardzo fajna. Oczywiście nie wszystko mi wychodziło, ale szło mi chyba całkiem nieźle, bo usłyszałam pytanie pani Ewy: „Chcesz galopować?”. Serce stanęło mi w gardle. Galopować?! Serio?! Mogę?! Krótka nauka teorii i rozpoczynam swój pierwszy galop, było cudownie!
Oczywiście nauka jazdy konnej nie kończy się na galopie. Przez kolejne miesiące i lata uczyłam się jeszcze lepiej kierować koniem i ładniej na nim siedzieć, a nawet pływać! Tak konie też potrafią pływać w wodzie. Zdarzyły mi się również upadki, ale nie poddawałam się i dzięki temu wystartowałam nawet w swoich pierwszych zawodach! A teraz? Jeżdżę dalej ucząc się trudniejszych rzeczy, skacząc i galopując w terenach przez pola… Ale to bardzo długa historia…