Koda zimowa – świadectwa cz.2
02.02.2017
Zapraszamy do drugiej części świadectw z drugiego turnusu rekolekcji koda 🙂
Jechać czy nie takie pytanie rodziło mi się w głowie krótko przed zapisami na tegoroczne szkolenie animatorek zdecydowałam się jednak JADĘ ! I nie żałuję był to ciężki tydzień ale zdecydowanie jeden z lepszych w całym roku. Kolejny raz mogłam się wiele nauczyć i poznać nowe cudowne osoby które tak jak ja chcą upodobnić się do Maryi . Jeśli ktoś chce nauczyć się bycia dobrą animatorką to Koda w Częstochowie jest idealnym miejscem.
- Sonia Sobala
Byłam na 1 stopniu Kody w Bystrej Krakowskiej. Przyznam, że w pewnych momentach nie było łatwo, bo niektóre zadania wymagały wysiłku. Teraz widzę, że było to potrzebne i warto to kontynuować-co będę robić jako animatorka. Każdy dzień Kody był dla mnie niesamowity, i coraz lepszym spotkaniem z Żywym i Prawdziwym Bogiem w Eucharystii, adoracji czy wspólnej modlitwie. Pan Bóg działał, ludzie otwierali się na Niego, co też po raz kolejny pokazało mi że Bóg działa przez nas – ludzi młodych. I tylko jedno mogę powiedzieć że był to piękny czas spotkania z Kochającym Ojcem i niezwykłymi ludźmi.
- Wiolka Chęcińska
Można powiedzieć, że czas KODy razem z uczestniczkami rozpoczęliśmy już miesiąc wcześniej. Dziewczyny pisały konspekty spotkań, modlitwy wiernych, komentarze do mszy.
Wyrwać się na tydzień w samym środku sesji? Trzeba być wariatem- dlatego w każdej spontaniczej modlitwie wiernych i ksiądz i studencka część kadry( w sumie, księdza powinno się zaliczać do studenckiej części kadry ) nie omieszkała omodlić się za pomyślnie zdana sesje.
Dla mnie samej ta KODa była ciężkim czasem zdrowotnym, jeden wieczór spędziłam na pogotowiu, ale właśnie wtedy doświadczyłam Pana Boga najmocniej.
Najpiękniejszym darem jaki dostałam od Pana Boga na tegorocznej KODzie to moja grupa. Najliczniejsza, mająca za członków najbardziej skryte i nieśmiałe dziewczyny. Wielkie wyzwaniem było dla mnie prowadzenie takiej „delikatnej grupy” gdy sama jestem praktycznie jej przeciwieństwem. Jaką radością dla mnie było, gdy idąc na spotkanie, na korytarzu słyszę wielkie rumor! To moja grupa….? Niemożliwe, a jednak! Wchodzę do pokoju a to moja grupa. A szalone nocne interwencje, bez których żadna KODA nie miałaby miejsca? Oczywiście pokoje mojej grupy, którą na tym turnusie pokazała swoją drugą twarz- że potrafią być żywe, figlarne, bardzoooo konkretne …A czasem to nawet z nich największe łobuzy.
Agapa, siedząc koło animatorki, z którą robiłam w tym miejscu 5 lat wcześniej swoją jedynkę, czując się tak bardzo związana z nią po przyjacielsku, doznałam szoku patrząc kto wychodzi zaśpiewać piosenkę na wieczór talentów.
Dwie dziewczyny z mojej grupy, które bardzo stresowały się przyjazdem, bo jechały same ze swoich parafii. Już na samym początku zaproponowałam, żeby połączyły się w pokoju żeby było im raźniej. I wychodzą, zaczynają się śpiewać. Pół kadry płacze że wzruszenia. A ja ocierając łzy patrzę jak Pan Bóg dziala w mojej grupie, gdzie dziewczyny które w życiu nie słyszałam śpiewające solo, raczej nieśmiałe i wcześniej się wgl nie znajace- wychodzą i tak śpiewają że pół sali płacze.
Za te dziewczyny, za tą wspaniałą Kadrę, za ten błogosławiony czas- CHWAŁA PANU!
PS. A i nie można nie wspomnieć, że na tym turnus doszło na ataku plagi nowego symbolu miłości i przyjaźni…. Marianów! (Panda)
- Karina Dejworek